Dziś dotknę tematu złości, wpis inspirowany życiem.
Niedzielny poranek.
Powiedziałam „nie”, nie zgodziłam się, nie pamiętam już nawet na co. Mój prawie czterolatek zacisnął pięści, szczęki i przez zęby wysyczał „Zaraz cię uderzę, zaraz na ciebie napluję”. Po czym przeszedł obok mnie, wszedł do otwartego pokoju, a zamykając drzwi usłyszałam „ Zamknę się na chwilę w pokoju, będę tam aż się uspokoję”.
Sytuacja mnie bardzo wzruszyła. Zaraz opowiem Wam dlaczego.
Każdy się złości. To informacja, że coś ważnego się dzieje. Coś, co potrzebuje naszej uwagi. Bywa ona trudna – zarówno dla osoby doświadczającej, jak i dla otoczenia. Jest szczególnie widoczna u dzieci, które złoszczą się całym ciałem, częściej i intensywniej niż dorośli. Pojawiają się wtedy zachowania trudne, np. uderzenie, popchnięcie, szczypanie, plucie i inne. Im jesteśmy starsi (i nasze płaty czołowe bardziej rozwinięte), im zdobyliśmy więcej doświadczeń w radzeniu sobie z emocjami, tym mamy większą kontrolę nad własnymi reakcjami. Powiem to jeszcze raz (bo cały czas sama sobie też o tym staram przypominać) – część mózgu odpowiedzialna za kontrolowanie emocji nie jest w pełni dojrzała u dzieci. Ich zachowaniem nie kieruje część racjonalna, ale niższe ośrodki mózgowe. To od rodziców i osób z otoczenia dziecko ma szansę nauczyć się racjonalnego, niekrzywdzącego innych złoszczenia się.
I tak, w ten niedzielny poranek, mój Syn był wyregulowany, wyspany, najedzony. Nie poszedł za impulsem z ciała, który podpowiadał mu „walcz”. Powiedział. Nazwał to, co się u niego pojawiło. Zahamował swoją reakcję.
Mało tego, sam znalazł sposób, aby poradzić sobie z tym, czego doświadczał. Nie poszedł do pokoju „za karę”. Nie został „odesłany”. Sam stwierdził, że chwila izolacji może mu pomóc. I pomogła. Za około minutę wyszedł z uśmiechem. Co robił w pokoju? Nie wiem, było cicho, nie podsłuchiwałam, ale byłam obecna obok i on to wiedział 🙂
Gdy wszyscy jesteśmy spokojni możemy spróbować pogadać.
Że doświadczanie złości jest okej.
Że rozumiemy, że czasem trudno się zatrzymać.
Że chcemy, żebyśmy wszyscy czuli się ze sobą bezpiecznie.
Że nie chcemy … (bicia/ gryzienia/ plucia/ przeklinania/…).
Że czasem też nie wiemy, jak zareagować.
Szukamy wtedy wspólnie innych sposobów wyrażania złości – takich, które nie krzywdzą innych osób.
Bo zamiast gasić pożary, lepiej nauczyć dziecko radzić sobie z małym ogniem. Przecież strażak też najpierw trenuje w bezpiecznych warunkach, zanim ruszy na akcję.
Julek takich rozmów ma za sobą mnóstwo. W niedzielę był jeden z pierwszych razów, kiedy samodzielnie zastosował przegadywane wcześniej rozwiązania. Zabrał sam siebie w miejsce, które pozwoliło mi wrócić do równowagi. Dzięki temu i on i my mieliśmy szansę ochłonąć, nabrać dystansu do sytuacji.
To jednak dziecko, które dopiero się uczy. Tego dnia zdarzyło mu się, że uderzył, napluł, krzyczał. Nie miał sił, umiejętności samoregulacji, aby pod koniec dnia nadal stosować dojrzalsze strategie. I to też jest okej. To też okazja do nauki w tak trudnej sferze, jaką są emocje.
Co może pomóc dorosłemu w tego typu trudnych sytuacjach?
Jak nie wpaść w przekonania, że zdanie „Zaraz cię uderzę!” jest groźbą, brakiem szacunku (czy czymś jeszcze innym – tu wstaw swoje przekonania)?
Zapisałam sobie jakiś czas na tablicy zdanie „To nie o mnie”. I właśnie ono bardzo mnie wspiera w niebraniu zachowań dziecka do siebie. Bo zachowanie to komunikat o dziecku. Jaki? Tu już jest miejsce na naszą detektywistyczną pracę. Pracę, w której wsparciem może być psycholog dziecięcy. Jeśli czujecie, że mogłabym Wam pomóc, zapraszam do kontaktu!
Comments are closed.